Czcij Ojca swego i Matkę swoją
A przecież wystarczy tylko otworzyć Biblię, aby lepiej pojąć sens życia i wartości, wśród których na czołowym miejscu, chociażby z racji umieszczenia w Dekalogu występuje szacunek dla rodzica, nie rzadko „siwej głowy”. Słowo Boże pozwala nam odkryć duchową, moralną i teologiczną głębię życia ludzkiego w każdym okresie, a szczególnie „czas trzeciego i czwartego wieku”, a szczególnie gdy młodemu człowiekowi wydaje się, że era rodziców już minęła.
Dzieje ludzkości przebiegają od początku — i przebiegać będą— poprzez rodzinę. „Człowiek wchodzi w nią przez narodzenie, które zawdzięcza rodzicom: ojcu i matce — ażeby w odpowiednim momencie „opuścić” to pierwsze środowisko życia i miłości i przejść ku nowemu. „Opuszczając ojca i matkę”, każdy młody człowiek, poniekąd zabiera ich w sobie, przejmuje wielorakie dziedzictwo, które w nich i w rodzinie ma swój bezpośredni początek i źródło. W ten sposób też, opuszczając, pozostaje: dziedzictwo, jakie przejmuje, łączy go trwale z tymi, którzy mu je przekazali i którym tyle zawdzięcza. On zaś sam będzie dalej przekazywać to samo dziedzictwo. Stąd też tak wielkie znaczenie posiada owo czwarte przykazanie Dekalogu: „czcij ojca swego i matkę”. Chodzi tu przede wszystkim o dziedzictwo bycia człowiekiem. Jesteśmy przez rodziców zrodzeni. Wszystkie inne czynności wobec nas może podjąć ktoś inny. Nawet podobieństwo fizyczne w stosunku do rodziców posiada w tym swój udział. Dochodzi jeszcze do tego, całe dziedzictwo kultury, w centrum którego, znajduje się język. Rodzice uczą mówić tym językiem, który stanowi podstawowy wyraz społecznej więzi z innymi ludźmi. Więź ta określona jest granicami szerszymi niż sama rodzina, granice ludu czy narodu. W ten sposób dziedzictwo rodzinne poszerza się.”[1]
Czcij rodzica dlatego, że jest człowiekiem, afirmacja osoby w znacznej mierze wiąże się z rodziną. Bóg, który jest Bogiem miłości i życia, pragnie, aby człowiek „miał życie i aby miał je w obfitości”,— może przede wszystkim — dzięki rodzinie.
Każdy człowiek urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie samego. Być wzajemnie dla siebie. Stwarzać wspólnotową przestrzeń afirmacji każdej osoby, każdego człowieka dla niego samego, to znaczy dlatego, że jest „tym właśnie” człowiekiem. Rodzic uczy człowieczeństwa swoje dziecko.
Rodzicielstwo, ten pierwszy i podstawowy fakt obdarzania człowieczeństwem. Zrodzenie co do ciała oznacza początek dalszego „rodzenia”, stopniowego i wielostronnego rodzenia poprzez cały proces wychowania. Przykazanie Dekalogu wymaga od dziecka czci dla ojca i matki. To samo przykazanie nakłada na rodziców obowiązek niemal „symetryczny”. Również oni powinni „czcić” - szanować swoje dzieci, zarówno małe, jak i dorosłe. Ta sama postawa jest istotnym i koniecznym warunkiem każdego wychowania. „Zasada czci”, czyli afirmacji człowieka jako człowieka, jest warunkiem prawidłowego procesu wychowawczego. Środowisko rodzinne, w którym wzrasta młody człowiek, nie rzadko wpływa ujemnie na obraz relacji wzajemnych, brak szacunku rodziców względem siebie, nie rokuje dobrze co do późniejszych relacji dziecka z rodzicami. Ma to często decydujący i trwały wpływ na dusze chłopców i dziewcząt. Nawet najtrudniejszy problem, omawiany w atmosferze rodzinnej, przepojonej miłością i szacunkiem, staje się problemem do pokonania. Takich wzorców ma uczyć się młody człowiek w domu. Samym rodzicom opłaci się trud z tej racji podjęty.
„Człowiek bywa czasem ułomny, niesprawny, taki, jakiego tak zwane „postępowe” społeczeństwo wolałoby nie mieć. Rodzina też może się stawać podobna do tego społeczeństwa. Może się stawać „postępowa” w tym, że ludzi starych, kalekich i chorych po prostu pospiesznie się pozbywa. Dzieje się tak z powodu braku wiary w Boga, w tego Boga, dla którego „wszyscy […] żyją” (Łk 20,38). Żyją, ponieważ są powołani w Nim do pełni Życia.”[2] A słowo Boże mówi: „Przed siwizną wstaniesz (...) w ten sposób okażesz bojaźń Bożą” (Kpł 19,32). „Bóg Przymierza, jest równocześnie Tym, który „strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych (…), głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia (…), rozprasza pyszniących się (…), a swe miłosierdzie zachowuje dla tych, co się Go boją”[3]. Nie bądź pyszny - bo jesteś młody, bądź wyrozumiały szczególnie dla starszego wieku, bo nim się obejrzysz będziesz taki sam, potrzebujący troski, pochylenia, miłosierdzia. Tak jak zachowuje się młody człowiek dzisiaj w stosunku do swoich rodziców, tak będą się zachowywały jego dzieci w stosunku do niego. Zachętę do szacunku dla rodziców, zwłaszcza w ich podeszłym wieku, spotykamy w Księdze Syracha 3,1-16. Ten tekst kończy się poważnym napomnieniem: „Kto porzuca ojca swego, jest jak bluźnierca, a przeklęty przez Pana, kto pobudza do gniewu swą matkę”(Syr 3,16).
„Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie” (WJ 20,12). Przykazanie to następuje po trzech fundamentalnych przykazaniach, które dotyczą stosunku człowieka do Boga. Czwarte przykazanie wpisuje się w ten kontekst: „Czcij ojca i matkę”, gdyż są oni zastępcami Pana Boga — są tymi, którzy dali życie, a przez to wprowadzili w cały krąg ludzkiego bytowania: rodu, narodu, kultury. Są pierwszymi — po Bogu — dobroczyńcami. Jeśli Bóg sam jest dobry, jest samym Dobrem, to oni mają największy udział w tej Jego najwyższej dobroci. Oddając należny szacunek rodzicom, oddajemy cześć należną Bogu.
Czwarte przykazanie jest szczególnie blisko związane z przykazaniem miłości. Pomiędzy „czcij” a „miłuj” zachodzi bardzo bliski związek znaczeniowy. U swych podstaw cześć odpowiada cnocie sprawiedliwości. W istocie rzeczy nie można jednak pomyśleć o czci bez miłości i to zarazem Boga i bliźniego. Chodzi wszakże o „bliźnich” w znaczeniu najbliższym i najściślejszym, a więc o rodziców i dzieci. „Jest to zatem miłość, która staje się bezinteresownym darem, przyjęciem i ofiarowaniem: w rodzinie każdy spotyka się z akceptacją, szacunkiem i czcią, ponieważ jest osobą, jeżeli zaś ktoś bardziej potrzebuje pomocy, zostaje otoczony tym czujniejszą i troskliwszą opieką. Rodzina jest powołana, aby spełniać swoje zadania w ciągu całego życia swoich członków, od narodzin do śmierci. Jest prawdziwym „sanktuarium życia (…) miejscem, w którym życie, dar Boga, może w sposób właściwy być przyjęte i chronione przed licznymi atakami, na które jest ono wystawione, może też rozwijać się zgodnie z wymogami prawdziwego ludzkiego wzrostu”. Dlatego rodzina odgrywa decydującą i niezastąpioną rolę w kształtowaniu kultury życia,”[4] w wychowaniu kolejnego pokolenia ludzi dla których każdy drugi człowiek jest wartością.
„Czcij”, to znaczy uznawaj. Kieruj się wewnętrzną afirmacją osoby, przede wszystkim oczywiście ojca i matki, ale również wszystkich innych członków rodziny. Cześć jest postawą zasadniczo bezinteresowną. Jeżeli czwarte przykazanie wymaga tej czci dla ojców i matek, wymaga jej także ze względu na dobro rodziny — to równocześnie, ze względu na to samo dobro, stawia też wymagania rodzicom, by postępowali tak, aby zasłużyć na cześć i miłość ze strony dzieci. Chodzi więc ostatecznie o cześć, która jest wzajemna.
W rozmowie z młodzieńcem, jako warunek życia wiecznego Jezus wskazał na przykazania, a wśród nich na cześć należną ojcu i matce oraz miłowanie swego bliźniego jak siebie samego. „Fundamentem jest przykazanie miłości bliźniego: Przykazanie to wyraża w pełni wyjątkową godność ludzkiej osoby, będącej „jedynym na ziemi stworzeniem, którego Bóg chciał dla niego samego.” Poszczególne przykazania Dekalogu pouczają nas o prawdziwym człowieczeństwie człowieka. Ukazują najważniejsze powinności, a więc pośrednio także fundamentalne prawa, wynikające z natury ludzkiej osoby. Celem przykazań, przypomnianych przez Jezusa młodemu rozmówcy, jest ochrona dobra osoby, obrazu Bożego, poprzez zabezpieczenie jej dóbr.”[5]
„Jeśliby ktoś mówił: «Miłuję Boga», a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1 J 4,20). Można powiedzieć za Janem: jeśli kto mówi, że miłuje Boga, a rodzica swego nienawidzi, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje rodzica swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi.
We wzajemnych stosunkach członkowie wspólnoty rodzinnej są inspirowani i kierują się „prawem bezinteresowności”, które szanując i umacniając we wszystkich i w każdym godność osobistą jako jedyną rację wartości, przybiera postać serdecznego otwarcia się, spotkania i dialogu, bezinteresownej gotowości służenia, wielkodusznej służby i głębokiej solidarności. (...) Rodzina stanowi kolebkę i najskuteczniejsze narzędzie humanizacji i personalizacji społeczeństwa: współpracuje w pełni i w sposób sobie tylko właściwy w budowaniu świata, czyniąc życie naprawdę ludzkim, zwłaszcza przez to, że strzeże, zachowuje i przekazuje cnoty oraz „wartości”. W rodzinie „różne pokolenia spotykają się i pomagają sobie wzajemnie w osiąganiu pełniejszej mądrości życiowej oraz w godzeniu praw poszczególnych osób z wymaganiami życia społecznego”.[6] Rodzice są pierwszym wzorem zachowań.
Powiązanie rodziny ze społeczeństwem wymaga od niego nie zaniedbywania podstawowego zadania, którym jest okazywanie rodzinie szacunku i poparcia. Niewątpliwie przeogromny wpływ na mentalność młodego człowieka mają deprawujące ich myśli poglądy o ciężarze jaki spoczywa na rodzinie czy społeczeństwie, gdy znajduje się wśród nich człowiek starszy, potrzebujący pomocy. Promowana jest siła fizyczna, sprawny intelekt, zaradność życiowa. Niestety na te kryteria niejeden rodzic się nie „za łapie”. Konieczna jest praca nad myśleniem młodego człowieka na wszystkich płaszczyznach, konieczny jest jednogłos w przekazywaniu prawdziwej godności każdej osoby, niezależnie od tego co ten człowiek jeszcze może, ale za to kim jest. Trzeba widzieć w człowieku obraz Boga, wedle którego został stworzony.
„Rodzina chrześcijańska, ożywiona i podtrzymywana nowym przykazaniem miłości, ma żyć gościnnością, szacunkiem i służbą każdemu człowiekowi, w którym zawsze dostrzega godność osoby i dziecka Bożego.”[7]
Poprzez wszystkie trudy, wszystkie cierpienia i zawody, jakie idą w parze z wychowaniem człowieka, miłość wciąż zdaje wielki egzamin. Aby zdać ten egzamin, trzeba źródła duchowej mocy. To źródło znajduje się nieodmiennie w Tym, który „do końca […] umiłował”( J 13,1 ). Nie ma skuteczniejszego sposobu wzrastania w cnotach, jak życie sakramentalne i współpraca z Bożą łaską. Jest to zadanie dla wszystkich, tak rodziców jak i dzieci. Tu niemal na pierwszy plan wysuwa się modlitwa, będąca niejednokrotnie przejawem służby na rzecz rodzin, Kościoła czy świata. Nigdy nie wiemy ile modlitw w naszej intencji podjął nasz rodzic. Miłość wymaga wzajemności.
Cenną formą jest apostolstwo wzajemne rodzin. Trzeba by rodziny zacieśniały między sobą więzi solidarności, także i w trosce o przekaz prawdziwych wartości, świadectwo miłości i służbę wzajemną w rodzinach w każdym momencie życia, od narodzin do naturalnej śmierci. By uczyły szacunku i wdzięczności do rodzica za dar przekazanego życia.
Niejednokrotnie zastanawiałam się, jak można podziękować rodzicom za każdą nieprzespaną noc, troskę przy łóżku w chorobie, za każde wyrzeczenie dla naszego dobra. Na miejscu jest magiczne słowo „dziękuję, oczywiście szacunek i troska w sytuacji, gdy rodzic naszej pomocy potrzebuje, ale też jesteśmy ogniwem łańcucha przekazywanej miłości. Nasz rodzic będzie szczęśliwy, gdy będzie widział, że nasze życie jest owocne, że żadna z jego nieprzespanych nocy nie poszła na marne, bo my wypełniamy naszą misję najpiękniej kontynuując Boży plan dla człowieka - „jesteśmy świadkami miłości”.
Zamość, dnia 20 grudnia 2009r.
Przypisy:
[1] Jan Paweł II, List do młodych całego świata Parati semper z okazji Międzynarodowego Roku Młodzieży, 31.III.1985, nr 11
[2] Jan Paweł II, List do rodzin, nr 15
[3] Jan Paweł II, Redemptoris mater, nr 37
[4] Jan Paweł II, Evangelium vitae, nr 92
[5] Jan Paweł II, Veritatis splendor, nr 13
[6] Jan Paweł II, F.C., nr 43
[7] Jan Paweł II, F.C, nr 63
Nasze dziecko jest dzieckiem Boga, danym Nam na wychowanie.
Rodzice mają nad dzieckiem władzę, nie z mocy prawa czy tradycji, lecz od Boga, którego są współpracownikami. Jej zakres i charakter zmienia się w miarę dorastania dziecka, nie można się jej wyrzec, jak też nie można jej nadużywać. Bezpośrednimi wychowawcami w stosunku do swoich dzieci pozostają zawsze na pierwszym miejscu rodzice. Rodzice mają też w tej dziedzinie pierwsze i podstawowe uprawnienia. Są wychowawcami, ponieważ są rodzicami.
Rodzic góruje nad dzieckiem wiedzą i doświadczeniem oraz siłą fizyczną. Dzieci natomiast przewyższają rodzica wrażliwością, szczerością swych relacji, świeżością w odbiorze wrażeń i wielką dynamiką młodego, rozwijającego się organizmu. Wychowanie jest procesem działającym w obu kierunkach. Rodzic wychowując, sam dojrzewa. Ucząc człowieczeństwa swoje dziecko, sam też poznaje je na nowo i uczy się go na nowo. Ten proces chrześcijańskiego wychowania, który jest wychowaniem do pełni człowieczeństwa, tak naprawdę trwa przez całe życie.
Nie ma nic piękniejszego nad miłość ojca i matki do dzieci. Czy jednak dostatecznie pamięta się o tym, że miłość ta, jeśli nie ma hamować pełnego rozwoju dzieci, musi stopniowo przeobrażać się w swoich przejawach i wymaganiach? Rodzice zbyt często zapominają o konieczności tej ewolucji i jest to przyczyną wielu konfliktów uczuciowych, które zbijają z tropu najbardziej oddanych ojców i załamują najczulsze matki. Trzeba przy tym pamiętać, że konsekwencje takiego postępowania w swoim życiu odczują najbardziej ci, co do których właśnie ta niewłaściwie formowana miłość była kierowana.
W wychowaniu dzieci nie chodzi o to, by były grzeczne jak z obrazka. Dziecko nie jest stworzone po to, by być obrazkiem, lecz by podjąć kiedyś odpowiedzialność za siebie, swoje życie i życie osób, wokół których to jego życie będzie się toczyło. Do tego właśnie trzeba je przygotować. Pomóc zdobyć ufność we własne siły, dzięki której odważy się czuć i myśleć samodzielnie. Samodzielnie rozważać wybór między dobrem i złem, i odnaleźć źródło miłości, samego Boga, od którego pochodzi. Nie można pominąć dwóch fundamentalnych prawd: po pierwsze, że człowiek jest powołany do życia w prawdzie i miłości; po drugie, że każdy urzeczywistnia siebie przez bezinteresowny dar z siebie samego.
Dziecko to przecież przyszły dorosły, osoba, która przez korzystanie ze swej wolności ma zbudować własną przyszłość. Dziecko jest osobą powierzoną rodzicom przez Boga. Dziecko nie jest dla rodziców, lecz rodzice są dla dziecka.
Rodzice zbyt często pragną aby dziecko było nie samym sobą, ale kimś kogo oni sobie wymarzyli. Zbyt wyłącznie próbują narzucić dziecku swój sposób odczuwania i swój punkt widzenia, zamiast sprzyjać jego naturalnemu rozwojowi. Utożsamiają je ze sobą, zamiast starać się je zrozumieć i skutecznie mu pomóc. Chcą, by stało się wyśnionym wzorem, zapominając, że jest i ma być sobą. Jeśli coś jest od Boga, tego człowiek nie powstrzyma. Tajemnica szczęścia rodziców tkwi w tym, aby dążyć nie do urzeczywistniania własnego marzenia, lecz do uzgodnienia własnych pragnień z tym, co Bóg w stosunku do ich dzieci zamierzył, w jaki szczególny sposób ich obdarował i będzie oczekiwał rozwijania tego daru czy „talentu”. Dzieje się tak, ponieważ rodzice zapominają często o podstawowej zasadzie, że wychowywanie dzieci to „przyzwyczajanie ich do obchodzenia się bez nas”.
Miłość rodzica polega na zapomnieniu o sobie i poświęceniu, bez wypowiadania trudnych słów: „z ilu to rzeczy zrezygnowali, czy ile to poświęcili”. Prawda jest taka, że teraz oni w sposób najbardziej naturalny, przejęli pałeczkę po swoich rodzicach, włączając się w misję jaką Bóg obdarował człowieka – mężczyznę i niewiastę – misję przekazywania obrazu Boga z człowieka na człowieka. Autor Listu do Efezjan pisze: „Bądźcie… naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na wdzięczną wonność Bogu”. Gotowość podjęcia trudu i gotowość do wyrzeczenia jest miarą miłości. Dziecko, mając przed sobą taki wzór posłuszeństwa Bogu, gdy dorośnie, tym więcej zachowa w stosunku do rodziców miłości i wdzięczności, im bardziej zrozumie – i bez ciągłego przypominania im o tym – jak wiele zawdzięcza tym, którzy poświęcili się mu bezinteresownie. W ten sposób dzieci, wypełniając swoje osobiste powołanie, będą dla rodziców w przyszłości żywą nagrodą.
W ofierze wychowania dziecka, żadnej łaski Panu Bogu nie robimy. Przecież to jest Jego dziecko, On dał mu życie, a rodzice mu je przekazali. On powierzył im je na lata wychowania, a potem „opuszcza mężczyzna ojca swego i matkę swoją...” ( Rdz 2,24 ) i idzie zakładać swoją rodzinę, czy służyć ludziom jako kapłan czy siostra.
Tę trudną prawdę muszą poznać wszyscy rodzice: to jest moje dziecko, ale jeszcze bardziej jest własnością Boga. W pojmowaniu tej trudnej prawdy nie jesteśmy sami. Musiała uczyć się jej także Maryja. Choć święta ponad wszystkich ludzi, musiała podejmować trud ofiarowania Jezusa Panu Bogu. Ona również nie mogła zatrzymać Go dla siebie. Jezus był jej ... i nie był jej. Na swój sposób sytuacja bardzo podobna do sytuacji każdego ojca, każdej matki.
Dla każdego rodzica, trudnym momentem jest, gdy musi wypuścić dziecko ze swoich opiekuńczych ramion i zgodzić się na jego służbę realizowaną na przeróżny sposób: czy to w życiu rodzinnym, czy służbę Kościołowi, czy też pracę zawodową i społeczną. W każdej rodzinie przeplatają się chwile smutku i radości. Święty Paweł zachęca: „radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się”.
Świadomość, że „Nasze dziecko jest dzieckiem Boga”, nadaje rodzicom zwielokrotnionej odpowiedzialności. Nie wolno uczyć je zła, bawić się nim, ale trzeba służyć jego świętości, dla niego umierać. Pomimo wszystkich dzisiejszych trudności, rodzice winni ufnie i z odwagą kształtować w dzieciach istotne wartości życia ludzkiego, kształtując przekonanie, iż człowiek więcej wart jest z racji tego kim jest (dzieckiem Boga), niż ze względu na to, co posiada.
Jak w każdej Bożej myśli, jest i tu sens głębszy. Ta służba rodzica, miłość do dziecka ze względu na miłość do Boga, owocuje wzrastaniem w człowieczeństwie i w świętości jego samego. Będąc dla dziecka w darze, rodzic upodabnia się do wzoru miłości, do samego Boga, który jest najlepszym pedagogiem.
Chodzi o to, aby podjąć całe to potencjalne bogactwo, jakim jest każdy człowiek rozwijający się pośród rodziny; chodzi o to, aby nie pozwolić mu zginąć albo ulec degeneracji, natomiast zaktualizować je w coraz dojrzalsze człowieczeństwo. I jest to również proces wzajemny: wychowawcy – rodzice są równocześnie w pewien sposób wychowywani.
Proces wychowawczy prowadzi do fazy, do której się dochodzi wtedy, gdy po osiągnięciu pewnego stopnia dojrzałości psychofizycznej człowiek zaczyna „wychowywać się sam”. Z biegiem czasu owo samowychowanie przerośnie poniekąd dotychczasowy proces wychowawczy. Przerastając, nie przestaje jednak w dalszym ciągu z niego wyrastać.
Wychowanie jest więc przede wszystkim obdarzaniem człowieczeństwem — obdarzaniem dwustronnym. Rodzice obdarzają swym dojrzałym człowieczeństwem nowo narodzonego człowieka, a ten z kolei obdarza ich całą nowością i świeżością człowieczeństwa, które z sobą przynosi na świat. Nie przestaje to być aktualne również w przypadku dzieci ułomnych i niedorozwiniętych fizycznie lub psychicznie. Pod tą postacią również objawia się człowieczeństwo, które może być wychowawcze i to w sposób szczególny. (...) Kościół pyta przy ślubie: „Czy chcecie z miłością przyjąć i po katolicku wychować potomstwo, którym was Bóg obdarzy?”
Droga ta nazywa się również drogą doskonałości. Wezwanie człowieka do doskonałości było formułowane przez myślicieli i moralistów świata starożytnego, a także później, w różnych epokach dziejów. Wezwanie biblijne posiada swój całkowicie oryginalny profil. Jest szczególnie wymagające, gdy ukazuje człowiekowi doskonałość na podobieństwo samego Boga. Równocześnie w takiej właśnie postaci wezwanie to odpowiada całej wewnętrznej logice Objawienia, według której człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga samego. Tak więc wezwanie do doskonałości należy do samej istoty powołania chrześcijańskiego. Słyszymy w kazaniu na górze: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Właściwej więc sobie doskonałości, każdy – tak rodzic, jak i dziecko – winien szukać na gruncie tego obrazu i podobieństwa. I tu jedną z dziedzin, w której rodzina odgrywa niezastąpioną rolę, jest wychowanie religijne.
Na tym tle w nowy sposób zarysowuje się znaczenie czwartego przykazania: „Czcij ojca twego i matkę twoją”. Pozostaje ono w związku z całym procesem wychowania człowieka. Rodzicielstwo, ten pierwszy i podstawowy fakt obdarzania człowieczeństwem, otwiera przed rodzicami i dziećmi daleko wiodącą perspektywę. Zrodzenie co do ciała oznacza początek dalszego „rodzenia”, stopniowego i wielostronnego rodzenia poprzez cały proces wychowania. Przykazanie Dekalogu wymaga od dziecka czci dla ojca i matki. To samo przykazanie nakłada na rodziców obowiązek niemal „symetryczny”. Również oni powinni „czcić” swoje dzieci, zarówno małe, jak i dorosłe. Ta sama postawa jest istotnym i koniecznym warunkiem każdego wychowania. „Zasada czci”, czyli afirmacji człowieka jako człowieka, nie przestaje być warunkiem prawidłowego procesu wychowawczego.
Ewangelia miłości jest niewyczerpalnym źródłem wszystkiego, czym karmi się ludzka rodzina. W miłości znajduje oparcie i ostateczny sens cały proces wychowawczy jako dojrzały owoc miłości rodzicielskiej. Poprzez wszystkie trudy, wszystkie cierpienia i zawody, jakie idą w parze z wychowaniem człowieka, miłość wciąż zdaje wielki egzamin. Aby zdać ten egzamin, trzeba źródła duchowej mocy. To źródło znajduje się nieodmiennie w Tym, który „do końca […] umiłował”. Widać, jak bardzo wychowanie należy do całej cywilizacji miłości: od niej zależy i w wielkiej mierze przyczynia się do jej zbudowania. Nieustanna i pełna miłości modlitwa Kościoła jest modlitwą o wychowanie człowieka, modlitwą o to, ażeby rodziny podejmowały odważnie i z ufnością swoje zadania wychowawcze pomimo trudności, które niekiedy wydają się nie do pokonania. Kościół modli się, ażeby zwyciężyły siły cywilizacji miłości, które płyną z Boskiego źródła; siły, którym nieodmiennie służy on dla dobra całej rodziny ludzkiej, będącej w „drodze do Ojca”.
B i b l i o g r a f i a:
Jan Paweł II, List do Rodzin, Rzym 1994, nr 16
Jan Paweł II, Redemptionis donum, Rzym 1984,
Półtawska W., Przygotowanie do małżeństwa, Kraków 1993, s. 155
Wójcik E., O wychowaniu dzieci i młodzieży, Pelplin,1993, s. 196
Pawlukiewicz P., Z rodzicami spokojnie o młodzieży, Warszawa 1996, s. 140
Courtiis G., Rady dla rodziców, Olsztyn 1990, s. 108
Cykl 25 katechez przedmałżeńskich, red. J. Buxakowski, Pelplin 2004, s. 264
CZY DZISIEJSZA RODZINA UCZY PATRIOTYZMU?
Kiedy mówimy rodzina - to zawsze w podświadomości brzmi „rodzi” ale i tworzy - formuje. Kim są Ci, którzy tworzą dom? Co wnoszą do tego domu? Czym będą „wyposażać” w sensie niematerialnym swoje dzieci?
W klimacie Święta Niepodległości przychodzi refleksja o szczególną rolę rodziny: wychowanie do wartości, w tym do patriotyzmu. W rodzinie człowiek uczy się dokonywać wyborów, również tych fundamentalnych. W atmosferze życia rodzinnego uczymy się cnót obywatelskich. Rodzice w pewnym sensie rodzą swe dzieci także dla narodu, ażeby były jego członkami, aby były współuczestnikami dziedzictwa historycznego i kulturowego, jakim ten naród dysponuje.
W pamięci Polaków mamy okresy historii, kiedy to choć Polski na mapie nie było to rodzice nie rzadko nawet nie piśmienni ale wrażliwi, mądrze kochający - byli nauczycielami wiary, prawdy i historii.. We wspólnocie rodzinnej wyrasta nowe pokolenie Polaków, które będzie budować społeczeństwo nadchodzących wieków. Stąd Jan Paweł II podkreśla, że „Przyszłość ludzkości idzie przez rodzinę” (Familiaris consortio 86).
Nie mogę się pozbyć refleksji, że dziś na głównych uroczystościach obchodu w Święto Niepodległości w gminie, które odbywały się w naszej świątyni nie udało się rodzicom ani dziadkom uczestniczyć rodzinnie wraz z wnukami i dziećmi. Czy jest jakaś luka w przekazie wartości? Warto nie zaniedbywać, nie tracić żadnej okazji do promocji dobra.
Dziś coraz trudniej jest rodzicom wpłynąć na system wartości i norm młodego pokolenia. „Rodzina w czasach dzisiejszych znajduje się pod wpływem rozległych, głębokich i szybkich przemian społecznych i kulturowych. Wiele rodzin przeżywa ten stan rzeczy, dochowując wierności tym wartościom, które stanowią fundament instytucji rodzinnej. Inne stanęły niepewne i zagubione wobec swych zadań, a nawet niekiedy zwątpiły i niemal zatraciły świadomość ostatecznego znaczenia i prawdy życia małżeńskiego i rodzinnego. Inne jeszcze, na skutek doznawanych niesprawiedliwości, napotykają na przeszkody w korzystaniu ze swoich podstawowych praw” (Familiaris consortio 1). Nowe postawy filozoficzne i religijne – sekularyzacja, technicyzacja, hedonizm wprost prowadzą do odczłowieczenia świata, kształtują fałszywe, amoralne cywilizacje. Rodzina natomiast powołana jest do budowania świata skierowanego ku „cywilizacji miłości” opartej na prawdzie. Prawda o człowieku, o roli rodziny, o historii narodu jest zawsze inspiracją do dalszego rozwoju i szansą do ukierunkowania głębokich sił jakie tkwią w człowieku.
Jak dziś, pamiętam małą córeczkę znajomych, która wracając w I klasie ze szkoły 17 września dzieliła się szczęściem z otrzymanej piątki, gdyż tylko ona wiedziała jakie trudne wydarzenie w historii Polski łączą się z tą datą. Nie muszę chyba wspominać jak dumny był jej tata. To on w domu świadomie, choć nie specjalnie do niej dzielił się swoimi refleksjami o historii. Wychowanie do patriotyzmu, tak jak cały proces kształtowania postaw kulturalnych, moralnych czy religijnych swoich dzieci polega na świadectwie życia.
Postawa patriotyczna jest cenną wartością, którą należy pielęgnować i rozwijać, jest ona oparta na szacunku zarówno dla własnego narodu i własnej kultury, jak i innych narodów i kultur. Służy pomnażaniu wspólnego dobra, które zostało już wypracowane przez przodków własnej ojczyzny jak i poszanowaniu dorobku całej ludzkości.
Często forsowana jest dziś postawa „kosmopolityzmu”, czyli bycie „obywatelem świata”. Przejawem tej idei jest naiwnie rozumiana „tolerancja” i slogan o nie narzucaniu innym narodom własnej kultury i tradycji. Kosmopolita to jednak ktoś, kto nie czuje żadnych więzi ze swoją ojczyzną, nawet nową, gdyż żadna wspólnota nie jest mu potrzebna. Zatraca w ten sposób własne korzenie, kulturę i świadomość narodową a w zamian nie przyjmuje nowej. W żaden sposób nie włącza się w życie nowej społeczności, tylko czerpie nic nie dając. Żyje sam dla siebie, tylko tu i teraz. Nie jest ani dobrym obywatelem ojczyzny, ani dobrym obywatelem świata.
W wypowiedziach wielu Polaków przewija się też teza, że patriotyzm sprawdza się w sytuacjach skrajnego zagrożenia ojczyzny i polega wtedy na ofiarnej obronie i okazywaniu solidarności rodakom.
A czym jest w czas pokoju?
Patriotyzm w codziennym życiu powinien wyrażać się w trosce o osobistą dojrzałość moralną, duchową, intelektualną. Oznacza też wewnętrzną wolność, bez której nie ma ani własnego rozwoju, ani troski o innych wynikającej z altruizmu.
Miłość do ojczyzny możliwa jest tylko wówczas jeśli rozumiemy aktualne jej potrzeby i znamy historią, kulturę, tradycję i wartości. Bez znajomości wysiłku i dorobku poprzednich pokoleń, poznania życiorysu wyjątkowych Polaków, znajomości dat i wydarzeń istotnych dla losów ojczyzny prawdziwy patriotyzm nie byłby możliwy. Trudno kochać kogoś, kogo się nie zna.
Zagrożona jest ta ojczyzna, w której znaczna część obywateli to ludzie niedbale pracujący, bezrobotni, źle wykształceni i bierni, stąd też przejawem patriotyzmu jest kompetentna aktywność zawodowa i wkład w rozwój gospodarczy ojczyzny. Ważną rolę pełni aktywność społeczna, która winna się wyrażać w podejmowaniu (w miarę możliwości i umiejętności) odpowiedzialności za życie społeczne. Jeśli społeczeństwo powierza jakąkolwiek odpowiedzialność, pełnić tę funkcję należy na sposób rzetelny i kompetentny, mając na uwadze prawo moralne i dobro wspólne obywateli. Patriota ma również odwagę krytycznie wypowiedzieć się o decyzjach władzy, które przeciwstawiają się wartości i godności człowieka.
Jednym z zadań człowieka na ziemi jest troska o dobro wspólne w tym: ochrona środowiska, własności i zasobów naturalnych własnego kraju, aktywna troska o honor ojczyzny i dobre imię rodaków.
Zwróćmy uwagę na to, że patriota to także ktoś kto troszczy się o własną rodzinę. Zagrożony jest los kraju, w którym rodziny są nietrwałe, rozbite, biedne duchowo, niezdolne do tworzenia bezpieczeństwa oraz mądrego wychowania młodego pokolenia.
Rodzina jest powołana do budowania autentycznego humanizmu w świecie. Nigdy nie może zapomnieć, iż ma wychowywać człowieka do relacji międzyludzkich, opartych na prawdzie i wolności, do wartości, wśród których winny rozbrzmiewać: Bóg, honor i ojczyzna, aby ukazywać nowe horyzonty i pomagać odkrywać miłość, dobro i piękno w człowieku i świecie.